Data publikacji: 13.06.2013 Oryginalny tytuł wiadomości prasowej: Smartfon w rękach kierowcy, czyli jak uchronić się od mandatu Kategoria: sprawy społeczne, technologie
126 tysięcy wyniosła liczba mandatów wystawionych przez Inspekcję Transportu Drogowego w 2012 roku opartych na zdjęciach zrobionych przez urządzenia kontroli ruchu drogowego – głównie fotoradary. Z tego tytułu w ubiegłym roku do budżetu państwa wpłynęło około 32 mln zł. Szacuje się, że w tym roku „zyski” z mandatów będą jeszcze większe i wyniosą około 1,5 mld złotych. W celu uniknięcia mandatu, polscy kierowcy, sięgają po narzędzia, które służą temu, aby ustrzec się od nieoczekiwanych obciążeń finansowych.
126 tysięcy wyniosła liczba mandatów wystawionych przez Inspekcję Transportu Drogowego w 2012 roku opartych na zdjęciach zrobionych przez urządzenia kontroli ruchu drogowego – głównie fotoradary. Z tego tytułu w ubiegłym roku do budżetu państwa wpłynęło około 32 mln zł. Szacuje się, że w tym roku „zyski” z mandatów będą jeszcze większe i wyniosą około 1,5 mld złotych. W celu uniknięcia mandatu, polscy kierowcy, sięgają po narzędzia, które służą temu, aby ustrzec się od nieoczekiwanych obciążeń finansowych.
Jeszcze w 2012 roku na polskich drogach znaleźć można było około 300 fotoradarów. W 2013 ich liczba wzrosła dwukrotnie i wynosi dokładnie 611 urządzeń. Choć szacowany koszt sprzętu wynosi około 150 tysięcy złotych – nowych urządzeń ciągle przybywa. W ubiegłym roku za pośrednictwem fotoradarów zrobiono ponad 1 200 000 zdjęć. Statystyczny Kowalski, pokonując trasę z Gdańska do Krakowa mija aż 69 takich urządzeń. I choć Polska, nie znajduję się jeszcze w czołówce państw, w których liczba urządzeń jest zastraszająco duża – przykładowo na drogach Francji znajdziemy 2 600 urządzeń, Wielkiej Brytanii 2 400 – to jest krajem, gdzie na 10 tysięcy dróg przypada 16 urządzeń. Dla porównania w Holandii na tym samym odcinku znajdziemy ich aż 66.
Ale polskie drogi to nie tylko fotoradary. To cały arsenał służb i akcesoriów służących kontrolowaniu prędkości pojazdów: to kontrole policyjne i straży miejskiej, także mobilne fotoradary, które działają zarówno podczas jazdy, jak i fotografują z pobocza, także radary przenośne. Finalnie nie dziwi fakt, że kierowcy wynajdują różne sposoby ograniczające możliwość uzyskania mandatu oraz dodatkowych punktów karnych.
Drogowa partyzantka
Jak radzić sobie z według niektórych z „nazbyt gorliwym systemem”? Najprostszym sposobem jest spokojna i bezpieczna, ale przede wszystkim zgodna z przepisami jazda. Znajdzie się jednak spora grupa kierowców, która zawczasu dmucha na zimne. Nie raz na przedniej szybie pojazdu zobaczyć można zawieszone płyty CD, czy nieudolne próby zakrycia tablic rejestracyjnych. Metody te są nie tyle co nieskuteczne, co narażające na niebezpieczeństwo innych uczestników ruchu. U niektórych znajdziemy także antyradary, „jammery”, czy CB-radia. Nabywcy tego typu sprzętu, sporo jednak ryzykują. – Po pierwsze, w razie kontroli drogowej Policja (lub inne uprawnione służby) może stwierdzić, że posiadamy takie sprzęty. Może stwierdzić to naocznie lub znaleźć takie urządzenia w drodze przeszukania, jeśli zaistniałyby uzasadnione podstawy do przypuszczenia, że posiadamy takie urządzenia – informuje Jakub Michalski, prawnik z Kancelarii Adwokatów i Radców Prawnych Fortuna Szczepaniak i Partnerzy. – Zgodnie z polskim prawem o ruchu drogowym zabrania się wyposażania pojazdu w urządzenie informujące (antyradar pasywny) o działaniu sprzętu kontrolno-pomiarowego używanego przez organy kontroli ruchu drogowego lub działanie to zakłócające (antyradar aktywny) albo przewożenia w pojeździe takiego urządzenia w stanie wskazującym na gotowość jego użycia – informuje Michalski. – Złapany na gorącym uczynku kierowca, może spodziewać się mandatu w wysokości do 500 złotych. Warto jednak pamiętać, że Policja może zamiast mandatu karnego, skierować wniosek o ukaranie do sądu. Wtedy musimy liczyć się z karą grzywny nawet do 3 000 złotych – dodaje.
Telefon uchroni nas od mandatu
Dużo prostszymi i legalnym sposobem uniknięcia nieprzyjemnych kosztów z mandatami stanową aplikacje mobilne zainstalowane na urządzeniu mobilnym – smartfonie. Tym samym dzięki urządzeniu, nie tylko powiadomimy o ewentualnym spóźnieniu na umówione spotkanie, wezwiemy pomoc drogową, ale również dowiemy się o znajdujących się po drodze korkach, radarach i kontrolach policyjnych.
Od momentu, kiedy to smartfony zagościły w rękach kierowców, problem niechcianych kontroli stał się dużo łatwiejszy do uniknięcia. Aby uchronić się przez zrobieniem zdjęcia z podróży i finansowymi karami wystarczy sprytna aplikacja. O czyhających na drodze zagrożeniach kierowcę poinformują coraz popularniejsze, i co ważne w większości darmowe opragramowanie jak: Yanosik.pl, SpeedAlarm, NaviExpert, Mapa Map Radar Stop CB, czy CB Radio Chat. – Łatwe i intuicyjne w obsłudze oprogramowanie w większości przypadków bazuje na wiedzy samych kierowców uczestniczących w ruchu drogowym. Ci, za pomocą kliknięcia dodają informację o radarach, patrolach policyjnych, korkach, remontach, wypadkach oraz niebezpiecznych miejscach znajdujących się na pokonywanej przez nich trasie w czasie rzeczywistym– komentuje Tomasz Żelazny z OleOle.pl, sklepu internetowego z RTV/AGD i elektroniką użytkową.Obsługa tego typu aplikacji jest na tyle prosta, że nie wymaga dużej uwagi i skupienia ze strony użytkownika, dzięki czemu nie wpływa na komfort prowadzenia pojazdu. Działa podobnie jak nawigacja. Przykładowo aplikacja Yanosik nie zakłóca i nie informuje o działaniu sprzętu kontrolno-pomiarowego używanego przez organy kontroli ruchu drogowego, w związku z czym jest urządzeniem w pełni legalnym. Użytkownicy Yanosika nie płacą za korzystanie z systemu, a jedynie za transmisje danych. – Program oparty jest na prostym systemie komunikacji pomiędzy uczestnikami ruchu drogowego. Co ważne, żadna z aplikacji nie wymagają od użytkowników zakupu dodatkowego sprzętu – wystarczy smartfon oraz odpowiedni pakiet danych, za pomocą którego kierowca uzyskuje informacje na temat warunków jazdy w czasie rzeczywistym – dodaje Żelazny.
Używać, ale z głową
O niedawna w Kalifornii, zabronione jest korzystanie z aplikacji, które służą do nawigacji. Co więcej, traktowane jest podobnie jak jazda bez zestawu głośnomówiącego, czy wysyłanie wiadomości tekstowych lub e-mail podczas jazdy, czyli grozi mandatem. Co ważne, jeśli jednak używać – to z głową – informują eksperci. – Korzystanie z różnych urządzeń podczas jazdy rozprasza kierującego pojazdem. Nie jest możliwe aby nasza uwaga była skierowana jednocześnie na kilka czynnościach – komentuje Marta Melka-Roszczyk, psycholog i psychoterapeuta.
Polski kierowca ma spory wybór. Na rynku spotkamy również tradycyjną nawigację, choćby NaviEkspert, AutoMapę, czy TomTom, które będą idealnym rozwiązaniem dla kierowców zawodowych, i tych jeżdżących dużo. Nawigacje samochodowe i specjalistyczne to jednak urządzenia dedykowane danej funkcji. W przypadku korzystania ze sprzętu należy pamiętać o aktualizacji oprogramowania.
Jeśli kierowca znajduje się w posiadaniu smartfona ma możliwość pobrania (w wielu przypadkach bezpłatnego) oprogramowania, które pomoże z łatwością dotrzeć do wyznaczonego celu. Do dyspozycji kierowcy, oprócz wymienionych wcześniej aplikacji pozostaje popularne Google Maps. Za pośrednictwem internetu system nawigacji GPS wskaże użytkownikowi trasę, najbliższą stację benzynową, czy punkt gastronomiczny. Obecnie oprogramowanie dostarcza danych na temat bieżących wydarzeń z polskich dróg. Google Maps działa w czasie rzeczywistym i wykorzystuje transmisję danych. Mapę można również wcześniej wgrać do pamięci telefonu, a następnie można korzystać z niej nawet w przypadku, kiedy to użytkownik traci połączenie z siecią. źródło: Biuro Prasowe OleOle! Załączniki: Hashtagi: #sprawy społeczne #technologie